Nareszcie jest :)))
Część
5
Wiktoria i Falkowicz ciągle się mijali. Consalida dowiedziała się o Kindze. Nie
chciała znać Andrzeja.
W końcu trafili na siebie. Było to na nocnym dyżurze. Wiki siedziała sama w
pokoju lekarskim i uzupełniała papiery.
Wszedł Falkowicz.
F: O, hej Wiki. Dawno się nie widzieliśmy.
W: Dobry wieczór panie profesorze. – powiedziała oschle nie odrywając wzroku od
papierów.
F: Coś się stało?
W: Skąd ta troska profesorze? I nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na
‘ty’.
F: A więc tak teraz będziemy rozmawiać?
Pan, pani?
W: A kiedy niby mówiliśmy sobie na ‘ty’? Jakoś nie przypominam tego sobie
PROFESORZE. – powiedziała podkreślając ostatnie słowo
F: Czyli, że to co było między nami już nie ma dla ciebie znaczenia, tak?
W: Nie.
F: Dlaczego?? Co się stało?
W: Oczywiście, że nic – powiedziała sarkastycznie – w końcu ty tylko pieprzyłeś
mi o swojej domniemanej miłości i oświadczyłeś mi się, a później poleciałeś do
Kingi!
F: Ale ja cię naprawdę kocham! To z Kingą mogę ci wyjaśnić…
W: Nie chcę słuchać kolejnych kłamstw! – powiedziała po czym wybiegła ze łzami
w oczach. Poszła do hotelu. Wiedziała, że może stracić pracę z powodu
wychodzenia z niej do hotelu. Przekroczyła próg hotelu i zobaczyła, że Agata
stoi pod drzwiami łazienki i próbuje się tam dostać.
Ag: Ty głupku! Siedzisz tam już 3 godziny! Ja chcę się umyć i spać!
Ad: To nie moja wina, że jesteś wolna. Ja dobiegłem tu pierwszy.
Ag: Nienawidzę cię!
Ad: Trudno.
Agata zobaczyła zapłakaną Wiki stojącą w drzwiach.
Ag: Wiki… coś się stało?
W: Chodź… do pokoju… twojego najlepiej
Ag: Brać wino?
W: Nie… nie… jestem w pracy
Ag: Właśnie widzę… chodź kochana, opowiesz mi co się stało.
Dziewczyny poszły do pokoju Agaty.
A: No więc?
W: No… bo tego…
A: Czyżby Falkowicz? Jego osoba ciągle jest naszym tematem rozmów... A raczej
twoich monologów – dodała cicho, żeby Wiki nie usłyszała
W: Bo on najpierw lata za mną, później się oświadcza, a następnego dnia Kinga
jest jego żoną! – wybuchła jeszcze większym płaczem.
A: To czemu płaczesz? Dopiero mówiłaś, że go nie kochasz.
W: Bo tak jest… albo i nie. Już sama nie wiem co do niego czuję.
A: Skoro ty go chyba kochasz, to może on mówi prawdę i też kocha ciebie?
W: To po co żenił się z Kingą?
A: A może miał jakiś ważny powód, co?
W: Chciał mi to wyjaśnić…
A: Ale nie wyjaśnił?
W: Nie chciałam słuchać kolejnych bajeczek.
A: Skoro naprawdę go kochasz to idź, pogadaj z nim.
W: Ja nie jestem pewna czy to miłość. Może to chwilowe zauroczenie?
A: Posłuchaj głosu serca, czy jak to tam szło…
W: Nie.
A: Co ‘nie’?
W: Nie będę mu wierzyć. Omotał mnie tak, że już sama nie wiem co o nim myśleć.
Nie dam mu szansy. Zresztą, on jest ze swoją Kinią. Po co będę to psuła?
A: Wiki… Na kilometr widać, że on jej nie kocha!
W: Wracam do pracy. – powiedziała, po czym szybko opuściła hotel i poszła do szpitala.
Na ławce zobaczyła Falkowicza. Chciała żeby jej nie zauważył, lecz było to
niemożliwe. Ruszyła w stronę wejścia. Falkowicz zobaczył ją. Wstał z ławki.
F: Wiki…
W: Słucham? – powiedziała obojętnie starając nie patrzeć mu w oczy.
F: Ja cię kocham i ….
W: Powtarzasz się. A i jedna uwaga: jak możesz mnie kochać mając żonę?
F: To z Kingą… wyjaśnię ci to.
W: Nie chcę tego słuchać. – chciała odejść, ale Falkowicz złapał ją za rękę
F: Ty naprawdę tego nie rozumiesz? Wziąłem ten ślub z Kingą, bo zachciało jej
się bawić w szantaż. Ona jest naprawdę nie obliczalna. Posunie się do
wszystkiego, byle coś zdobyć. Więc zagroziła, że jak się z nią nie ożenię, to
powie o nielegalnych badaniach i różnych przekrętach…
W: I co? Zrobiłeś to, żeby się ochronić?
F: Nadal nie rozumiesz? Zrobiłem to, żeby ocalić badania, dzięki którym wiele
osób w tym twoja mama ma szansę na wyleczenie. Ale przede wszystkim dla ciebie.
Jakby o tym powiedziała, to straciłabyś prawo do wykonywania zawodu, i pewnie
poszłabyś do więzienia.
W: Ja… muszę już iść…
F: Nie. Nie kocham Kingi ani nikogo innego. Kocham tylko ciebie!
W: Wiem, że to kłamstwo! Nie dam się kolejny raz oszukać!
F: Nie broń się przed uczuciami.
W: Skąd ty w ogóle wiesz czym są uczucia? Czemu ja z tobą rozmawiam? Ty nie
kochasz mnie, tylko Kingę!
F: Kocham ciebie! Zrozum to w końcu, błagam cię!
W: To czemu nadal z nią jesteś? A no tak, zapomniałabym. Podobno, ona cię
szantażowała. Ciekawe ile czasu zajęło ci wymyślenie tej bajki. – zaczęła iść w
stronę szpitala
F: Kocham ciebie, nie ją! – krzyczał w jej stronę
Wiktoria zatrzymała się przed wejściem do szpitala.
W: Udowodnij… - powiedziała na tyle głośno by ją usłyszał, po czym poszła na
obchód
F: I co ja mam teraz zrobić? Po pierwsze : skończyć z Kingą, po drugie: jakimś
cudem uratować badania i nas… - pomyślał
.~.
Liczę na Wasze komentarze. Wiem, że może moje opowiadanie nie jest idealne :D
(3 z polskiego?? w 6 klasie miałam 5…)
* Cóż, to już 5 część. Czas dokonać przełomu! J
~ruda
Będę tu umieszczać moje opowiadanie o Wiki i Falkowiczu :) Miłego czytania moich wypocin! :P
Łączna liczba wyświetleń
26 maj 2014
WAŻNA INFORMACJA!
Kochani, mam już 5 część, wohoo! Dodam ją, o ile pod tym postem będą co najmniej 3 komentarze. :)
Chcę wiedzieć, że nie piszę sama dla siebie. Wiem, że 4 część była słaba... (3 komentarze?)
Nie oczekuję zbyt wiele, prawda? :)))~ruda
Chcę wiedzieć, że nie piszę sama dla siebie. Wiem, że 4 część była słaba... (3 komentarze?)
Nie oczekuję zbyt wiele, prawda? :)))~ruda
19 maj 2014
Część 4
Przepraszam, że tak późno!! :)))
Ta część wyszła mi jakaś... dziwna.Na następną mam już pomysł. Tylko mniej czasu na pisanie :(
Część 4
Ta część wyszła mi jakaś... dziwna.Na następną mam już pomysł. Tylko mniej czasu na pisanie :(
Część 4
Dom Falkowicza + Kingi
Andrzej i Kinga leżą na łóżku, nie śpią już.
K: Na którą idziesz do pracy?
F: Na… dziesiątą.
K: Ja dzisiaj nie idę. Wzięłam kilkudniowy urlop.
F: Okeej.
K: Może zrobię śniadanie, co?
F: Możesz.
K: Jest siódma. Masz jeszcze trzy godziny.
F: Wiem.
K: Robić śniadanie teraz czy trochę później?
F: Jak możesz, to teraz, bo zamierzam iść trochę wcześniej do szpitala.
K: Dobra, już lecę robić.
Kinga poszła robić śniadanie, a Falkowicz poszedł wziąć prysznic i ubrać się.
Po około pół godziny zszedł na dół ubrany w swój nieskazitelny garnitur i czerwony krawat.
K: Idziesz jeść?
F: Tak.
K: Postawiłam ci na stole jajecznicę. Ja idę się ogarnąć i tu zejdę.
F: Czekać na ciebie?
K: Nie, jedz już.
F: Okej.
Kinga poszła na górę, a Falkowicz zjeść śniadanie.
F: Nie wiedziałem, że ona umie nawet dobrze gotować… - powiedział do siebie po skończonym śniadaniu. Spojrzał na zegarek. Była ósma. Postanowił pojechać wcześniej do szpitala.
F: Dobra, ja muszę lecieć!
Z łazienki było słychać krzyk Kingi:
K: Tak wcześnie??
F: Tak, zamierzam jeszcze coś załatwić po drodze – skłamał
K: Dobra. Paa
F: Pa…
Falkowicz podjechał pod szpital. Zaparkował samochód i poszedł do swojego gabinetu. Po chwili wpadł tam Adam.
A: Hejaa!
F: Puka się. Dzieńdobry.
A: Sorry.
F: Co chcesz?
A: A nic. Tak przyszedłem, pogadać i takie tam różne.
F: Aha.
A: No więc, co u ciebie? U twojej żony?
Falkowicz nie odpowiedział, tylko spojrzał na Adama groźnym wzrokiem.
A: Sorry, stary. Jest bardzo wkurzająca?
F: Wiesz, po jakiś 2 dniach się nawet jakby przyzwyczaiłem.
A: A ty kochasz ją w ogóle?
F: Trudno powiedzieć…
A: Yhym. Która godzina?
F: A nie masz zegarka?
A: Zgubiłem.
F: Ty zawsze wszystko gubić – spojrzał na zegarek na ręku – jest ósma dwadzieścia
A: To ja muszę lecieć. Za niedługo mam operację. Muszę się przygotować do niej i w ogóle.
F: Jasne.
A: Hej!
F: Hej.
Bufet. Przychodzi do niego Adam
PM: I co, panie Adamie? Dowiedział się pan?
A: Tak.
PM: Te plotki pana Borysa i pani Niny się potwierdziły?
A: Tak.
PM: Czyli jednak ożenił się z tą całą Kingą… Pan Borys i pani Nina nie kłamali…
A: No widzi pani… Będę miał coś za te informacje?
PM: No… może pan wziąć kawałek… szarlotki.
A: Dziękuję.
PM: Już podaję. Muszę powiedzieć którejś z pielęgniarek o tym ślubie. A to heca!
Pani Maria wyszła szybkim krokiem z bufetu.
A: No a moja szarlotka?? Trudno, i tak muszę iść na tę operację.
Po mniej więcej godzinie cały szpital mówił o ślubie Falkowicza i Kingi.
Andrzej szedł do Tettera. Wezwał go. - Ciekawe po co? – pomyślał
Zapukał i wszedł do gabinetu dyrektora.
F: Chciał pan mnie widzieć?
T: Tak. Zacznę od razu. Czy ten pana ślub to prawda?
F: No nie mogę. To, że szpital jest miejscem plotek to wiedziałem. Ale żeby pan się w te plotki mieszał? – powiedział po czym wyszedł. Wkurzył się na dyrektora zwłaszcza dlatego, że już wiele osób się go pytało o ten ślub. – Musiał to powiedzieć Adam lub Kinga… - pomyślał
Postanowił spytać najpierw Adama. Najpierw udał się do pokoju lekarskiego. Zastał tam Krajewskiego.
F: A ty co, nie na operacji?
A: Nie.
F: Dlaczego?
A: Bo nie.
F: Dobra. Mam do ciebie pytanie.
A: Jakie?
F: Kto powiedział całemu szpitalowi o moim ślubie z Kingą?
A: Bo ja… no tego… ja powiedziałem tylko Pani Mari… z bufetu…
F: I oczywiście nie wiedziałeś, że ona jest osobą, która najbardziej plotkuje?
Adam nie odpowiedział.
F: Po co jej to mówiłeś?
A: Bo mnie spytała.
F: Nie udzielaj mi głupich odpowiedzi.
A: Oj, no sorry. I tak by się ludzie dowiedzieli. Podobno byłeś u Trettera?
F: Tak.
A: A po co cię zaprosił do swojego gabinetu?
F: Zapytać o ślub z Kingą.
A: Nie wiedziałem, że i on jest plotkarzem. – zaczął się śmiać
F: I co się śmiejesz?
A: Bo Tetter jest głupi.
F: Ta. Dobra, muszę iść.
A: Yhym. Jakby co to ja jestem tutaj, lub na obchodzie, lub w bufecie, albo w najlepszym dla mnie wypadku składziku.
F: Zapamiętam, jeśli kiedykolwiek będę cię szukał. – powiedział, po czym wyszedł.
Liczę na komentarze :)
~ruda
Andrzej i Kinga leżą na łóżku, nie śpią już.
K: Na którą idziesz do pracy?
F: Na… dziesiątą.
K: Ja dzisiaj nie idę. Wzięłam kilkudniowy urlop.
F: Okeej.
K: Może zrobię śniadanie, co?
F: Możesz.
K: Jest siódma. Masz jeszcze trzy godziny.
F: Wiem.
K: Robić śniadanie teraz czy trochę później?
F: Jak możesz, to teraz, bo zamierzam iść trochę wcześniej do szpitala.
K: Dobra, już lecę robić.
Kinga poszła robić śniadanie, a Falkowicz poszedł wziąć prysznic i ubrać się.
Po około pół godziny zszedł na dół ubrany w swój nieskazitelny garnitur i czerwony krawat.
K: Idziesz jeść?
F: Tak.
K: Postawiłam ci na stole jajecznicę. Ja idę się ogarnąć i tu zejdę.
F: Czekać na ciebie?
K: Nie, jedz już.
F: Okej.
Kinga poszła na górę, a Falkowicz zjeść śniadanie.
F: Nie wiedziałem, że ona umie nawet dobrze gotować… - powiedział do siebie po skończonym śniadaniu. Spojrzał na zegarek. Była ósma. Postanowił pojechać wcześniej do szpitala.
F: Dobra, ja muszę lecieć!
Z łazienki było słychać krzyk Kingi:
K: Tak wcześnie??
F: Tak, zamierzam jeszcze coś załatwić po drodze – skłamał
K: Dobra. Paa
F: Pa…
Falkowicz podjechał pod szpital. Zaparkował samochód i poszedł do swojego gabinetu. Po chwili wpadł tam Adam.
A: Hejaa!
F: Puka się. Dzieńdobry.
A: Sorry.
F: Co chcesz?
A: A nic. Tak przyszedłem, pogadać i takie tam różne.
F: Aha.
A: No więc, co u ciebie? U twojej żony?
Falkowicz nie odpowiedział, tylko spojrzał na Adama groźnym wzrokiem.
A: Sorry, stary. Jest bardzo wkurzająca?
F: Wiesz, po jakiś 2 dniach się nawet jakby przyzwyczaiłem.
A: A ty kochasz ją w ogóle?
F: Trudno powiedzieć…
A: Yhym. Która godzina?
F: A nie masz zegarka?
A: Zgubiłem.
F: Ty zawsze wszystko gubić – spojrzał na zegarek na ręku – jest ósma dwadzieścia
A: To ja muszę lecieć. Za niedługo mam operację. Muszę się przygotować do niej i w ogóle.
F: Jasne.
A: Hej!
F: Hej.
Bufet. Przychodzi do niego Adam
PM: I co, panie Adamie? Dowiedział się pan?
A: Tak.
PM: Te plotki pana Borysa i pani Niny się potwierdziły?
A: Tak.
PM: Czyli jednak ożenił się z tą całą Kingą… Pan Borys i pani Nina nie kłamali…
A: No widzi pani… Będę miał coś za te informacje?
PM: No… może pan wziąć kawałek… szarlotki.
A: Dziękuję.
PM: Już podaję. Muszę powiedzieć którejś z pielęgniarek o tym ślubie. A to heca!
Pani Maria wyszła szybkim krokiem z bufetu.
A: No a moja szarlotka?? Trudno, i tak muszę iść na tę operację.
Po mniej więcej godzinie cały szpital mówił o ślubie Falkowicza i Kingi.
Andrzej szedł do Tettera. Wezwał go. - Ciekawe po co? – pomyślał
Zapukał i wszedł do gabinetu dyrektora.
F: Chciał pan mnie widzieć?
T: Tak. Zacznę od razu. Czy ten pana ślub to prawda?
F: No nie mogę. To, że szpital jest miejscem plotek to wiedziałem. Ale żeby pan się w te plotki mieszał? – powiedział po czym wyszedł. Wkurzył się na dyrektora zwłaszcza dlatego, że już wiele osób się go pytało o ten ślub. – Musiał to powiedzieć Adam lub Kinga… - pomyślał
Postanowił spytać najpierw Adama. Najpierw udał się do pokoju lekarskiego. Zastał tam Krajewskiego.
F: A ty co, nie na operacji?
A: Nie.
F: Dlaczego?
A: Bo nie.
F: Dobra. Mam do ciebie pytanie.
A: Jakie?
F: Kto powiedział całemu szpitalowi o moim ślubie z Kingą?
A: Bo ja… no tego… ja powiedziałem tylko Pani Mari… z bufetu…
F: I oczywiście nie wiedziałeś, że ona jest osobą, która najbardziej plotkuje?
Adam nie odpowiedział.
F: Po co jej to mówiłeś?
A: Bo mnie spytała.
F: Nie udzielaj mi głupich odpowiedzi.
A: Oj, no sorry. I tak by się ludzie dowiedzieli. Podobno byłeś u Trettera?
F: Tak.
A: A po co cię zaprosił do swojego gabinetu?
F: Zapytać o ślub z Kingą.
A: Nie wiedziałem, że i on jest plotkarzem. – zaczął się śmiać
F: I co się śmiejesz?
A: Bo Tetter jest głupi.
F: Ta. Dobra, muszę iść.
A: Yhym. Jakby co to ja jestem tutaj, lub na obchodzie, lub w bufecie, albo w najlepszym dla mnie wypadku składziku.
F: Zapamiętam, jeśli kiedykolwiek będę cię szukał. – powiedział, po czym wyszedł.
Liczę na komentarze :)
~ruda
15 maj 2014
Część 3
Uprzedzam, że ta część i ogólnie moje opo może wam się nie podobać xd
Część 3
Wiktoria szła szpitalnym korytarzem. Podszedł do niej Borys, poklepał ją po plecach i powiedział:
B: Fajnie Falkowicza załatwiłaś! Jeszcze chyba żadna mu nie odmówiła!
W: Ale o czym ty…
B: No jak to o czym? O zaręczynach! – ostatnie słowo powiedział teatralnym szeptem
B: No cóż, ja muszę wracać do pracy. Jeszcze raz ci powiem, że podjęłaś dobrą decyzję nie wiążąc się z nim!
Gdy tylko Jakubek odszedł, obok Wiki wyrosła jak z podziemi Nina.
N: Dobrze, że się nie zgodziłaś ! – powiedziała i odeszła do pokoju lekarskiego
Chwilę później Przemek doganiał Wiki.
P: Wiki, zaczekaj!
W: Czego chcesz? Też będziesz mi składał jakieś chore gratulacje?!
P: W zasadzie to… tak. Dobrze, że odmówiłaś mordercy. Ciebie też by prędzej czy później pewnie zabił!
W: Przemek, pogódź się z tym, że to guz zabił Ludmiłę.
P: Ja tam wiem swoje. – powiedział i odszedł
W: Skąd oni nagle wiedzą???
Wiktoria udała się do pokoju lekarskiego. Zastała tam Jakubka, Ninę i Przemka.
W: Skąd wy w ogóle wiecie o tych całych zaręczynach??!
B: Mamy swoje źródła…
W: Czy nie jest nim może Agata?
B: Ja nie zdradzam swoich źródeł wiedzy.
W: Agata… - mruknęła do siebie Wiki
W: Jakby co, to ja muszę na chwilę do hotelu.
P: Spoko, w razie coś to cię zastąpię.
W: Dzięki.
Wiktoria wpadła wściekła jak osa do hotelu rezydentów.
W: Agata!!
Ag: Czego zapomniałaś?
W: To ty zapomniałaś – rozumu!
Ag: Co ja ci zrobiłam?
W: Dlaczego opowiedziałaś Ninie, Borysowi i Przemkowi o naszej ostatniej rozmowie??
Ag: Jakiej rozmowie?
W: Tej o Falkowiczu!
Ag: Aaa… tej rozmowie….
W: Powiedziałaś czy nie?
Ag: Ja… bo ja… yyyy…
Ad: Wiki, to ja im powiedziałem…
W: Jakoś nie przypominam sobie, żebym ci się zwierzała!
Ad: Widzisz, czasem opłaca się podsłuchiwać pod drzwiami. Można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy…
W: Świetnie! Świetnie! Już na nikogo nie można liczyć!!!! – krzyknęła i pobiegła z powrotem do szpitala.
Ag: Adam! Dzięki! Uratowałeś mi tyłek!
Ad: Spoko. Wolę, żeby była obrażona na mnie. Bo jak wy się pokłócicie, to nie ma tutaj normalnego życia.
Ag: Yhyym. Ale i tak dzięki. – powiedziała i pocałowała Adama w policzek
Ad: Ouu… nie spodziewałem się…
Ag: Ja też nie. Nie licz na nic więcej. – uśmiechnęła się flirciarsko i poszła do swojego pokoju
Ad: Jeszcze zobaczymy, czy to wszystko… Będziesz moja…
Pokój lekarski
W: Borys, Nina, Przemek! chodźcie na chwilę.
B,N i P: Ok.
P: O co chodzi, Wiki?
W: To o zaręczynach… nie chcę żeby wiedział ktokolwiek oprócz was. I nawet Falkowicz ma nie wiedzieć, że wy wiecie.
B: Aha! Czyli to jednak nie była głupia plotka! Wiedziałem!
Wiktoria zrobiła się czerwona jak burak
W: No… nie…
P: Spoko Wiki, ja nie powiem. Masz na tym świecie jeszcze dobrych przyjaciół.
B: No… ja nie wiem… mogę coś przypadkiem powiedzieć…
N: Ja też… - wtrąciła Nina
W: Obiecajcie!
B i N : Ok… obiecujemy, że nikt się nie dowie.
W: No i świetnie! Przemo, chodź do bufetu. Już dawno nie rozmawialiśmy.
P: To chodź, ja stawiam!
Przemek i Wiktoria poszli do bufetu.
B: Jeszcze zobaczymy, czy nikt się nie dowie…
N: Masz rację! Trzeba wymyśleć jakiś plan!
B: Planowanie to zostaw mnie. Sorry, ale nie jesteś w tym dobra.
N: Ej!
B: To powiemy wszystkim i Falkowiczowi, że wiemy.
N: Serio? I to jest ten twój plan?
B: Możesz wymyśleć coś lepszego, jak umiesz.
N: No niech ci będzie. Operację ‘z’ rozpoczniemy jutro…
B: Z?
N: No jak zaręczyny, no… To chodź, pacjenci czekają.
Dom Falkowicza i Kingi
K: Kochanie, idziesz dzisiaj do pracy?
F: Nie, dzisiaj mam wolne. A co, kochanie?
K: To znaczy, że mamy cały dzień dla siebie?
F: Jeśli ty nie idziesz do pracy to chyba tak…
K: To fajnie. Obejrzysz ze mną jakiś film?
F: A jaki chcesz?
K: Wybierzmy coś razem.
F: Okej.
Proszę o komentarze :)
~ruda
Część 3
Wiktoria szła szpitalnym korytarzem. Podszedł do niej Borys, poklepał ją po plecach i powiedział:
B: Fajnie Falkowicza załatwiłaś! Jeszcze chyba żadna mu nie odmówiła!
W: Ale o czym ty…
B: No jak to o czym? O zaręczynach! – ostatnie słowo powiedział teatralnym szeptem
B: No cóż, ja muszę wracać do pracy. Jeszcze raz ci powiem, że podjęłaś dobrą decyzję nie wiążąc się z nim!
Gdy tylko Jakubek odszedł, obok Wiki wyrosła jak z podziemi Nina.
N: Dobrze, że się nie zgodziłaś ! – powiedziała i odeszła do pokoju lekarskiego
Chwilę później Przemek doganiał Wiki.
P: Wiki, zaczekaj!
W: Czego chcesz? Też będziesz mi składał jakieś chore gratulacje?!
P: W zasadzie to… tak. Dobrze, że odmówiłaś mordercy. Ciebie też by prędzej czy później pewnie zabił!
W: Przemek, pogódź się z tym, że to guz zabił Ludmiłę.
P: Ja tam wiem swoje. – powiedział i odszedł
W: Skąd oni nagle wiedzą???
Wiktoria udała się do pokoju lekarskiego. Zastała tam Jakubka, Ninę i Przemka.
W: Skąd wy w ogóle wiecie o tych całych zaręczynach??!
B: Mamy swoje źródła…
W: Czy nie jest nim może Agata?
B: Ja nie zdradzam swoich źródeł wiedzy.
W: Agata… - mruknęła do siebie Wiki
W: Jakby co, to ja muszę na chwilę do hotelu.
P: Spoko, w razie coś to cię zastąpię.
W: Dzięki.
Wiktoria wpadła wściekła jak osa do hotelu rezydentów.
W: Agata!!
Ag: Czego zapomniałaś?
W: To ty zapomniałaś – rozumu!
Ag: Co ja ci zrobiłam?
W: Dlaczego opowiedziałaś Ninie, Borysowi i Przemkowi o naszej ostatniej rozmowie??
Ag: Jakiej rozmowie?
W: Tej o Falkowiczu!
Ag: Aaa… tej rozmowie….
W: Powiedziałaś czy nie?
Ag: Ja… bo ja… yyyy…
Ad: Wiki, to ja im powiedziałem…
W: Jakoś nie przypominam sobie, żebym ci się zwierzała!
Ad: Widzisz, czasem opłaca się podsłuchiwać pod drzwiami. Można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy…
W: Świetnie! Świetnie! Już na nikogo nie można liczyć!!!! – krzyknęła i pobiegła z powrotem do szpitala.
Ag: Adam! Dzięki! Uratowałeś mi tyłek!
Ad: Spoko. Wolę, żeby była obrażona na mnie. Bo jak wy się pokłócicie, to nie ma tutaj normalnego życia.
Ag: Yhyym. Ale i tak dzięki. – powiedziała i pocałowała Adama w policzek
Ad: Ouu… nie spodziewałem się…
Ag: Ja też nie. Nie licz na nic więcej. – uśmiechnęła się flirciarsko i poszła do swojego pokoju
Ad: Jeszcze zobaczymy, czy to wszystko… Będziesz moja…
Pokój lekarski
W: Borys, Nina, Przemek! chodźcie na chwilę.
B,N i P: Ok.
P: O co chodzi, Wiki?
W: To o zaręczynach… nie chcę żeby wiedział ktokolwiek oprócz was. I nawet Falkowicz ma nie wiedzieć, że wy wiecie.
B: Aha! Czyli to jednak nie była głupia plotka! Wiedziałem!
Wiktoria zrobiła się czerwona jak burak
W: No… nie…
P: Spoko Wiki, ja nie powiem. Masz na tym świecie jeszcze dobrych przyjaciół.
B: No… ja nie wiem… mogę coś przypadkiem powiedzieć…
N: Ja też… - wtrąciła Nina
W: Obiecajcie!
B i N : Ok… obiecujemy, że nikt się nie dowie.
W: No i świetnie! Przemo, chodź do bufetu. Już dawno nie rozmawialiśmy.
P: To chodź, ja stawiam!
Przemek i Wiktoria poszli do bufetu.
B: Jeszcze zobaczymy, czy nikt się nie dowie…
N: Masz rację! Trzeba wymyśleć jakiś plan!
B: Planowanie to zostaw mnie. Sorry, ale nie jesteś w tym dobra.
N: Ej!
B: To powiemy wszystkim i Falkowiczowi, że wiemy.
N: Serio? I to jest ten twój plan?
B: Możesz wymyśleć coś lepszego, jak umiesz.
N: No niech ci będzie. Operację ‘z’ rozpoczniemy jutro…
B: Z?
N: No jak zaręczyny, no… To chodź, pacjenci czekają.
Dom Falkowicza i Kingi
K: Kochanie, idziesz dzisiaj do pracy?
F: Nie, dzisiaj mam wolne. A co, kochanie?
K: To znaczy, że mamy cały dzień dla siebie?
F: Jeśli ty nie idziesz do pracy to chyba tak…
K: To fajnie. Obejrzysz ze mną jakiś film?
F: A jaki chcesz?
K: Wybierzmy coś razem.
F: Okej.
Proszę o komentarze :)
~ruda
12 maj 2014
Część 2
Część 2
8.00 hotel rezydentów
Adam po cichu wszedł do pokoju Wiki. Wiedział, że wczoraj upiły się z Agatą. Postanowił obudzić Consalidę. Stał nad jej łóżkiem z garnkiem i tłuczkiem w ręku. Zaczął walic jednym o drugie i krzyczeć:
Ad: WSTAWAMY!!!! WSTAWAAAAAAAAAAAAMYYYYYYYYYYYYYY!!!!!!!!!!!!
Wiktoria zerwała się z łóżka jak oparzona.
W: Pojebało cie??!!! Co ty do cholery robisz??? Nie dość, że łeb mnie boli, to jeszcze tobie zachciało się mnie budzić z hałasem!!
Ad: Hahahah. Wiki, mogłaś tyle nie pić wczoraj.
Zaczął ponowie walić tłuczkiem o garnek i się wydzierać:
Ad: WSTAWAMYYYYYYYYYYYY!!!!
W: Po pierwsze: nie „wstawamy”, a „wstajemy”, a po drugie : wypad, to mój pokój!! - powiedziała, po czym wywaliła Krajewskiego za drzwi.
Ad: Eh… ta kobieta kiedyś będzie moja.
W: Nie gadaj głupot! Wyjazd spod moich drzwi!
Ad: Dobra, dobra. Spokojnie dziewczyno. – powiedział, po czym udał się do kuchni.
Po chwili dołączyła do niego zaspana i skacowana Agata w szlafroku.
Ag: I czego się tak darłeś i waliłeś w ten garnek? Ty jesteś nienormalny??
Ad: Spokojnie, chciałem was tylko obudzić.
Ag: Dzięki… - warknęła.
Ad: Mój słodki aniołek ma kaca? Chodź przytulę cię.- powiedział, po czym przytulił Agatę.
Agata odskoczyła od niego jak oparzona.
Ag: Nie przytulaj mnie! I nie jestem żadnym twoim aniołkiem!! Idę wziąć prysznic…
Ad: Mogę iść z tobą?
Ag: Spadaj.
Chwilę po odejściu Agaty w kuchni pojawiła się Wiktoria. Ubrała ciemne jeansy, kolorowy top i bluzę. Włosy spięła w koka i zrobiła lekki makijaż.
W: Ale mnie głowa boli…
Ad: Było wczoraj tyle nie pić.
W: Jak ty to robisz, że często pijesz więcej niż ja wczoraj i nie masz aż tak dużego kaca?
Ad: To moja słodka tajemnica… Dać ci coś na ból głowy?
W: Poproszę… Możesz mi zrobić herbatę?
Ad: Dla takiej pięknej kobiety zawsze.
W: Taa…
Ad: Proszę.
W: Dziękuję. Nie wiesz może gdzie Agata??
Ad: Poszła wziąć prysznic. Nie chciała mnie wziąć ze sobą. Nawet nie wie, co traci. Od razu bym ją pobudził.
W: Głupi zboczeniec. Czy tobie wszystko musi kojarzyć się z jednym?
Ad: Hmm… TAK!
W: Idź i zrób mi kanapkę.
Ad: Kanapka za buziaka.
W: Fuuu!
Ad: Może być w policzek. Zrobię ci wtedy dwie kanapki z tym co mi powiesz. Za buziak w usta będziesz miała cztery kanapki, kakao i może coś jeszcze. To jak?
W: To ja zrobię sobie sama te kanapki…
Ad: Ej noo!
W: Co ?
Ad: Nico. Na którą idziesz do pracy?
W: Nie idę dzisiaj. Idę jutro na 8.00
Z łazienki wydobył się krzyk Agaty:
Ag: Ale szczęściara! Ja mam na 12.00 !
W: Co tam podsłuchujesz? Skup się raczej na prysznicu, bo się utopisz!
Ag: Oj tam.
W: Dobra, zrobię sobie te kanapki i idę coś poczytać.
Ad: Ja muszę spadać do szpitala. Nara!
Wiki i Agata: Paa.
*~*
Falkowicz siedziała kanapie popijając whiskey. Już za 9 godzin będzie mężem Kingi. Ta blond idiotka wprowadzi się do niego. To będzie „cudowne” życie u jej boku. Miał jeszcze 9 godzin wolności. Spędził je na rozmyślaniem nad sensem swojego życia i o Wiktorii. Spojrzał na zegarek. Była 16.20. Wstał, ubrał garnitur, po czym pojechał pod urząd stanu cywilnego. Czekała tam już na niego Kinga.
K: Kochanie, idziemy. Jestem taka podekscytowana!
F: Yhym.
Po około godzinie wyszli z urzędu. Już jako państwo Falkowicz.
K: To co, kochanie? Jedziemy po moje rzeczy?
F: Yhym.
K: Co ty taki małomówny dzisiaj?
Falkowicz nie odpowiedział. Nie miał ochoty rozmawiać ze swoją „żoną”.
Pojechali po rzeczy Kingi. Oczom Andrzeja ukazało się 5 walizek, 4 kartony i jakaś torba.
F: Co to ma być?
K: No, moje rzeczy, które biorę.
F: Po co ci aż tyle ciuchów?
K: W czymś muszę chodzić!
F: Byś sobie kupiła, a nie chodzisz w tym samym ciągle.
K: A skąd miałabym wziąć kasę? Hmm?
F: Pewnie ja bym ci dał. -.-
K: Kocham cię wiesz?
F: Taa… Nasza miłość to jedynie jakiś szantaż z twojej strony.
K: Mniejsza o to. To jedziemy do domu?
F: Yhym.
Pojechali pod dom Falkowicza. Andrzej wziął dwie wielkie walizki, a Kinga szła jedynie ze swoją torebką.
F: A ty co? Ja mam to wszystko nosić?
K: To miło z twojej strony. Idę się rozejrzeć po domu.
F: Idiotka… - powiedział tak, żeby tylko on to usłyszał.
Falkowicz zrobił około 4 kursów z samochodu do domu. Jeszcze nawet praktycznie nie zaczęli ze sobą mieszkać, a on już miał jej dosyć.
K: Pomóż mi poukładać moje rzeczy w szafie.
F: Yhym.
Układali rzeczy Kingi prawie się do siebie nie odzywając.
K: Skończone! To co nam zostało?
F: Nic – burknął.
K: No jak nic? Noc poślubna!
F: CO?
K: To. Chodź „spać”.
F: Nie?
K: No jak to nie?
F: Normalnie. Zrozum, że cię nie kocham. Możemy spać w jednym łóżku. TYLKO spać. Rozumiesz?
K: Tak. – powiedziała urażonym tonem
K: To chodź.
Poszli spać. Andrzej nie spał większość nocy. Rozmyślał o Wiktorii. Ostatnie ciągle o niej myślał. Kochał ją, niestety bez wzajemności. Co by dał, żeby teraz obok niego leżała Wiki, a nie ta małpa…
Raczej nie będę dodawać nextów codziennie, nie zawsze mam czas na pisanie
Proszę o komentarze :)))
~ruda
8.00 hotel rezydentów
Adam po cichu wszedł do pokoju Wiki. Wiedział, że wczoraj upiły się z Agatą. Postanowił obudzić Consalidę. Stał nad jej łóżkiem z garnkiem i tłuczkiem w ręku. Zaczął walic jednym o drugie i krzyczeć:
Ad: WSTAWAMY!!!! WSTAWAAAAAAAAAAAAMYYYYYYYYYYYYYY!!!!!!!!!!!!
Wiktoria zerwała się z łóżka jak oparzona.
W: Pojebało cie??!!! Co ty do cholery robisz??? Nie dość, że łeb mnie boli, to jeszcze tobie zachciało się mnie budzić z hałasem!!
Ad: Hahahah. Wiki, mogłaś tyle nie pić wczoraj.
Zaczął ponowie walić tłuczkiem o garnek i się wydzierać:
Ad: WSTAWAMYYYYYYYYYYYY!!!!
W: Po pierwsze: nie „wstawamy”, a „wstajemy”, a po drugie : wypad, to mój pokój!! - powiedziała, po czym wywaliła Krajewskiego za drzwi.
Ad: Eh… ta kobieta kiedyś będzie moja.
W: Nie gadaj głupot! Wyjazd spod moich drzwi!
Ad: Dobra, dobra. Spokojnie dziewczyno. – powiedział, po czym udał się do kuchni.
Po chwili dołączyła do niego zaspana i skacowana Agata w szlafroku.
Ag: I czego się tak darłeś i waliłeś w ten garnek? Ty jesteś nienormalny??
Ad: Spokojnie, chciałem was tylko obudzić.
Ag: Dzięki… - warknęła.
Ad: Mój słodki aniołek ma kaca? Chodź przytulę cię.- powiedział, po czym przytulił Agatę.
Agata odskoczyła od niego jak oparzona.
Ag: Nie przytulaj mnie! I nie jestem żadnym twoim aniołkiem!! Idę wziąć prysznic…
Ad: Mogę iść z tobą?
Ag: Spadaj.
Chwilę po odejściu Agaty w kuchni pojawiła się Wiktoria. Ubrała ciemne jeansy, kolorowy top i bluzę. Włosy spięła w koka i zrobiła lekki makijaż.
W: Ale mnie głowa boli…
Ad: Było wczoraj tyle nie pić.
W: Jak ty to robisz, że często pijesz więcej niż ja wczoraj i nie masz aż tak dużego kaca?
Ad: To moja słodka tajemnica… Dać ci coś na ból głowy?
W: Poproszę… Możesz mi zrobić herbatę?
Ad: Dla takiej pięknej kobiety zawsze.
W: Taa…
Ad: Proszę.
W: Dziękuję. Nie wiesz może gdzie Agata??
Ad: Poszła wziąć prysznic. Nie chciała mnie wziąć ze sobą. Nawet nie wie, co traci. Od razu bym ją pobudził.
W: Głupi zboczeniec. Czy tobie wszystko musi kojarzyć się z jednym?
Ad: Hmm… TAK!
W: Idź i zrób mi kanapkę.
Ad: Kanapka za buziaka.
W: Fuuu!
Ad: Może być w policzek. Zrobię ci wtedy dwie kanapki z tym co mi powiesz. Za buziak w usta będziesz miała cztery kanapki, kakao i może coś jeszcze. To jak?
W: To ja zrobię sobie sama te kanapki…
Ad: Ej noo!
W: Co ?
Ad: Nico. Na którą idziesz do pracy?
W: Nie idę dzisiaj. Idę jutro na 8.00
Z łazienki wydobył się krzyk Agaty:
Ag: Ale szczęściara! Ja mam na 12.00 !
W: Co tam podsłuchujesz? Skup się raczej na prysznicu, bo się utopisz!
Ag: Oj tam.
W: Dobra, zrobię sobie te kanapki i idę coś poczytać.
Ad: Ja muszę spadać do szpitala. Nara!
Wiki i Agata: Paa.
*~*
Falkowicz siedziała kanapie popijając whiskey. Już za 9 godzin będzie mężem Kingi. Ta blond idiotka wprowadzi się do niego. To będzie „cudowne” życie u jej boku. Miał jeszcze 9 godzin wolności. Spędził je na rozmyślaniem nad sensem swojego życia i o Wiktorii. Spojrzał na zegarek. Była 16.20. Wstał, ubrał garnitur, po czym pojechał pod urząd stanu cywilnego. Czekała tam już na niego Kinga.
K: Kochanie, idziemy. Jestem taka podekscytowana!
F: Yhym.
Po około godzinie wyszli z urzędu. Już jako państwo Falkowicz.
K: To co, kochanie? Jedziemy po moje rzeczy?
F: Yhym.
K: Co ty taki małomówny dzisiaj?
Falkowicz nie odpowiedział. Nie miał ochoty rozmawiać ze swoją „żoną”.
Pojechali po rzeczy Kingi. Oczom Andrzeja ukazało się 5 walizek, 4 kartony i jakaś torba.
F: Co to ma być?
K: No, moje rzeczy, które biorę.
F: Po co ci aż tyle ciuchów?
K: W czymś muszę chodzić!
F: Byś sobie kupiła, a nie chodzisz w tym samym ciągle.
K: A skąd miałabym wziąć kasę? Hmm?
F: Pewnie ja bym ci dał. -.-
K: Kocham cię wiesz?
F: Taa… Nasza miłość to jedynie jakiś szantaż z twojej strony.
K: Mniejsza o to. To jedziemy do domu?
F: Yhym.
Pojechali pod dom Falkowicza. Andrzej wziął dwie wielkie walizki, a Kinga szła jedynie ze swoją torebką.
F: A ty co? Ja mam to wszystko nosić?
K: To miło z twojej strony. Idę się rozejrzeć po domu.
F: Idiotka… - powiedział tak, żeby tylko on to usłyszał.
Falkowicz zrobił około 4 kursów z samochodu do domu. Jeszcze nawet praktycznie nie zaczęli ze sobą mieszkać, a on już miał jej dosyć.
K: Pomóż mi poukładać moje rzeczy w szafie.
F: Yhym.
Układali rzeczy Kingi prawie się do siebie nie odzywając.
K: Skończone! To co nam zostało?
F: Nic – burknął.
K: No jak nic? Noc poślubna!
F: CO?
K: To. Chodź „spać”.
F: Nie?
K: No jak to nie?
F: Normalnie. Zrozum, że cię nie kocham. Możemy spać w jednym łóżku. TYLKO spać. Rozumiesz?
K: Tak. – powiedziała urażonym tonem
K: To chodź.
Poszli spać. Andrzej nie spał większość nocy. Rozmyślał o Wiktorii. Ostatnie ciągle o niej myślał. Kochał ją, niestety bez wzajemności. Co by dał, żeby teraz obok niego leżała Wiki, a nie ta małpa…
Raczej nie będę dodawać nextów codziennie, nie zawsze mam czas na pisanie
Proszę o komentarze :)))
~ruda
11 maj 2014
Część 1
Część 1
Szedł szpitalnym korytarzem. Czuł coś w rodzaju bólu po odrzuconych oświadczynach. On, profesor Andrzej Falkowicz się zakochał. I to w kim? W osobie, którą jeszcze niedawno gnoił na każdym kroku. Nie dopuszczał jej do operacji, kazał ciągle wypełniać papiery. Tą osobą była właśnie Wiktoria Consalida. Piękna, rudowłosa lekarka. Zakochał się w niej. Tak po prostu. Nagle usłyszał czyjś głos.
-Andrzeeej!
No tak, Kinga. Laborantka, psychopatka, pusta blondyna – to właśnie o niej myślał.
F: O co chodzi, Kinga? - zapytał obojętnym tonem.
K: A, mam kilka spraw do omówienia. Chodź do mojego królestwa. – powiedziała wyjątkowo przesłodzonym głosem.
Falkowiczowi aż przeszły ciarki po plecach. Mówi TAKIM tonem, zaprasza na dół. Czego ona chce?!
F: A nie możemy tutaj?
K: Nie.
F: A co to za różnica gdzie? – starał się przeciągać rozmowę. Nie chciał z nią nigdzie iść. Po Kindze można było się spodziewać wszystkiego.
K: Nie lubię rozmawiać na korytarzu. Wiesz, ktoś może coś podsłuchać i takie tam. Chodźmy już!
F: Ehh… dobra.
Poszli do „królestwa” Kingi.
F: To czego chcesz??
K: Wiem dość sporo o tych twoich badaniach i przekrętach. Chyba nie chcesz żeby ludzie dowiedzieli się o twoich przekrętach?
F: Do czego zmierzasz???
K: A do tego, że ujawnię to wszystko. Chyba, że ożenisz się ze mną!
F: Zwariowałaś?!!!
K: Hmm, nie. Dam ci czas na decyzję. Przyjdę do ciebie za 2 godziny. Podejmij słuszną decyzję. A teraz już idź.
F: Taa…
Falkowicz poszedł do swojego gabinetu. Usiadł na fotelu i wyjął alkohol oraz szklankę. Musiał się czegoś napić. Co ma zrobić? Zgodzić się i uratować siebie, badania oraz raczej zaprzepaścić szansę u Wiktorii, czy nie zgodzić się, skończyć badania nad cennym lekiem, pójść do więzienia i prawdopodobnie już więcej nie zobaczyć Wiki? Pierwsza opcja wydała mu się lepsza. Dzięki niej mógł ją chociaż widzieć.
Spędził na przemyśleniach około 2 godziny. Usłyszał pukanie do drzwi.
F: Proszę.
W jaki sposób 2 godziny minęły tak szybko?! – pomyślał
K: No i jak? Namyśliłeś się?
F: Tak, będziemy małżeństwem.
K: Na to liczyłam, kochanie! – powiedziała z entuzjazmem.
F: I? Coś jeszcze?
K: Nie. Jutro o 17.00 masz być pod urzędem stanu cywilnego. Jak się nie zjawisz, pożałujesz. Widzimy się w domu.
F: Zaraz, zaraz. Jakim domu?
K: Naszym, a jakim ?
F: Nie wprowadzisz się do mnie dzisiaj!
K: A kiedy ?
F: Eeee… po ‘ślubie’ ?
K: Czyli jutro będziemy wspólnie mieszkać. Ja muszę już iść. Do zobaczenia jutro.
*~*
Wiktoria wciekła wpadła do hotelu rezydentów, trzaskając drzwiami.
W: Agata! Za 5 minut w moim pokoju z winem i kieliszkami!
A: Co jej jest? – zapytała cicho samą siebie Agata.
Chwilę później nalewały wino do kieliszków.
A: No więc?
W: Falkowicz…
A: Opowiadaj!
W: No… oświadczył mi się.
A: Wow… i co dalej?
W: Nie zgodziłam się, po czym wybiegłam…
A: Ale dlaczego? Nie kochasz go?
W: No nie wiem… Coś do niego czuję, ale nie wiem co…
A: Ja ci raczej nie pomogę. Sama mam problemy z facetami.
2 butelki wina później
Obie dziewczyny już pijane, wrzeszczały:
A: Chrzanić facetów!
W: Chrzanić miłość!
A: Chrzanić…
W: Falkowicza!!
A: I całą resztę też!
W: Idę chyba spać…
A: Ja też. Przytul mnie, zimno mi. Mogę spać z tobą?
W: Wypad z mojego pokoju Agatko! Ja śpię sama, ty też.
A: Ale no…
W: Już! Dobranoc!
A: Dobranoc. – Agata zwlekła się z łóżka, po czym udała się do siebie.
W: Dlaczego ja nie mam szczęścia w miłości? – mówi do siebie Wiki.
A: Co ty tam mamroczesz?? – woła ze swojego pokoju Agata.
W: Nie do ciebie, idź spać!
A: A, ok!! DOBRANOC WSZYSTKIM!!!! – wrzasnęła na cały hotel
Wszyscy : DOBRANOC!!!
A: Nie spodziewałam się, że odkrzykną. No nic, idę spać.
Hej! To moja pierwsza część, pierwszego w moim życiu powiadania i bloga.
Proszę o komentarze! Chcę wiedzieć, że jest sens w pisaniu tego powiadania J
~ruda
Szedł szpitalnym korytarzem. Czuł coś w rodzaju bólu po odrzuconych oświadczynach. On, profesor Andrzej Falkowicz się zakochał. I to w kim? W osobie, którą jeszcze niedawno gnoił na każdym kroku. Nie dopuszczał jej do operacji, kazał ciągle wypełniać papiery. Tą osobą była właśnie Wiktoria Consalida. Piękna, rudowłosa lekarka. Zakochał się w niej. Tak po prostu. Nagle usłyszał czyjś głos.
-Andrzeeej!
No tak, Kinga. Laborantka, psychopatka, pusta blondyna – to właśnie o niej myślał.
F: O co chodzi, Kinga? - zapytał obojętnym tonem.
K: A, mam kilka spraw do omówienia. Chodź do mojego królestwa. – powiedziała wyjątkowo przesłodzonym głosem.
Falkowiczowi aż przeszły ciarki po plecach. Mówi TAKIM tonem, zaprasza na dół. Czego ona chce?!
F: A nie możemy tutaj?
K: Nie.
F: A co to za różnica gdzie? – starał się przeciągać rozmowę. Nie chciał z nią nigdzie iść. Po Kindze można było się spodziewać wszystkiego.
K: Nie lubię rozmawiać na korytarzu. Wiesz, ktoś może coś podsłuchać i takie tam. Chodźmy już!
F: Ehh… dobra.
Poszli do „królestwa” Kingi.
F: To czego chcesz??
K: Wiem dość sporo o tych twoich badaniach i przekrętach. Chyba nie chcesz żeby ludzie dowiedzieli się o twoich przekrętach?
F: Do czego zmierzasz???
K: A do tego, że ujawnię to wszystko. Chyba, że ożenisz się ze mną!
F: Zwariowałaś?!!!
K: Hmm, nie. Dam ci czas na decyzję. Przyjdę do ciebie za 2 godziny. Podejmij słuszną decyzję. A teraz już idź.
F: Taa…
Falkowicz poszedł do swojego gabinetu. Usiadł na fotelu i wyjął alkohol oraz szklankę. Musiał się czegoś napić. Co ma zrobić? Zgodzić się i uratować siebie, badania oraz raczej zaprzepaścić szansę u Wiktorii, czy nie zgodzić się, skończyć badania nad cennym lekiem, pójść do więzienia i prawdopodobnie już więcej nie zobaczyć Wiki? Pierwsza opcja wydała mu się lepsza. Dzięki niej mógł ją chociaż widzieć.
Spędził na przemyśleniach około 2 godziny. Usłyszał pukanie do drzwi.
F: Proszę.
W jaki sposób 2 godziny minęły tak szybko?! – pomyślał
K: No i jak? Namyśliłeś się?
F: Tak, będziemy małżeństwem.
K: Na to liczyłam, kochanie! – powiedziała z entuzjazmem.
F: I? Coś jeszcze?
K: Nie. Jutro o 17.00 masz być pod urzędem stanu cywilnego. Jak się nie zjawisz, pożałujesz. Widzimy się w domu.
F: Zaraz, zaraz. Jakim domu?
K: Naszym, a jakim ?
F: Nie wprowadzisz się do mnie dzisiaj!
K: A kiedy ?
F: Eeee… po ‘ślubie’ ?
K: Czyli jutro będziemy wspólnie mieszkać. Ja muszę już iść. Do zobaczenia jutro.
*~*
Wiktoria wciekła wpadła do hotelu rezydentów, trzaskając drzwiami.
W: Agata! Za 5 minut w moim pokoju z winem i kieliszkami!
A: Co jej jest? – zapytała cicho samą siebie Agata.
Chwilę później nalewały wino do kieliszków.
A: No więc?
W: Falkowicz…
A: Opowiadaj!
W: No… oświadczył mi się.
A: Wow… i co dalej?
W: Nie zgodziłam się, po czym wybiegłam…
A: Ale dlaczego? Nie kochasz go?
W: No nie wiem… Coś do niego czuję, ale nie wiem co…
A: Ja ci raczej nie pomogę. Sama mam problemy z facetami.
2 butelki wina później
Obie dziewczyny już pijane, wrzeszczały:
A: Chrzanić facetów!
W: Chrzanić miłość!
A: Chrzanić…
W: Falkowicza!!
A: I całą resztę też!
W: Idę chyba spać…
A: Ja też. Przytul mnie, zimno mi. Mogę spać z tobą?
W: Wypad z mojego pokoju Agatko! Ja śpię sama, ty też.
A: Ale no…
W: Już! Dobranoc!
A: Dobranoc. – Agata zwlekła się z łóżka, po czym udała się do siebie.
W: Dlaczego ja nie mam szczęścia w miłości? – mówi do siebie Wiki.
A: Co ty tam mamroczesz?? – woła ze swojego pokoju Agata.
W: Nie do ciebie, idź spać!
A: A, ok!! DOBRANOC WSZYSTKIM!!!! – wrzasnęła na cały hotel
Wszyscy : DOBRANOC!!!
A: Nie spodziewałam się, że odkrzykną. No nic, idę spać.
Hej! To moja pierwsza część, pierwszego w moim życiu powiadania i bloga.
Proszę o komentarze! Chcę wiedzieć, że jest sens w pisaniu tego powiadania J
~ruda
Subskrybuj:
Posty (Atom)